Technika upadania na śniegu
Czy upadanie może być sztuką? W jakimś sensie na pewno. Są dyscypliny sportu, których ważnym elementem jest wiedza o tym, jak upadać – np. karate, judo, czy inne sztuki walki. Dobrym przykładem może być też parkour, w którym upadki wydają się zabawą – ale nie łudźmy się – to efekt długich treningów. Skoro więc narciarzom zdarza się upadać – może więc warto poświęcić chwilę na trening?
Trenować można już na stoku, jeśli znajdziecie jakiś bezpieczny obszar, najlepiej z kopnym śniegiem. Myślę jednak, że dobrym pomysłem jest wybrać się wcześniej do jakiegoś parku trampolin i w bezpiecznych warunkach trochę poćwiczyć.
Jakie tu mamy dobre rady?
Pierwsza jest taka: jeśli już nie ma żadnej szansy na wyratowanie się przed upadkiem, powinieneś obniżyć środek ciężkości tak mocno jak tylko zdążysz. Należy więc jak najszybciej przygiąć kolana, pochylić się i „zejść” jak najniżej.
Druga sprawa, aby zawsze próbować tak się ułożyć, aby upaść na bok/plecy, niejako przetaczając się. Jeśli upadamy na bok, to nigdy na wyciągniętą rękę. Jeśli siła zadziała na naszą rękę, to ryzykujemy złamanie nadgarstka, przedramienia, łokcia i kości ramiennej. Przy upadaniu na tył/bok przyginamy głowę do klatki piersiowej, a ręką bliżej ziemi wykonujemy uderzenie o podłoże, jednocześnie przekazując w bezpieczny sposób część energii upadku.
Bardzo złym pomysłem w przypadku nart jest upadek na plecy! Złym, bo większość przednich wiązań nie wypina buta do góry, a skoro tak, to przysiądziemy na nartach. Wysoki but narciarski nie pozwoli na odchylenie stawu skokowego do tyłu. Cały więc ruch nastąpi w obrębie stawu kolanowego, gdzie kość piszczelowa będzie pchana przez but do przodu, a kość udowa będzie pociągnięta masą upadającego do tyłu. To jest mechanizm uszkodzenia więzadła krzyżowego przedniego! Co więcej, w czasie takiego upadku trudno zamortyzować głowę i najprawdopodobniej dojdzie do uderzenia nią w śnieg (szczęśliwie mamy kask, więc może nie skończy się to źle). Jeśli jednak nie ma szans na wybronienie się, to zredukujmy siłę urazu, uderzając obiema rękami w śnieg tuż przed upadkiem, podobnie jak przy upadku na bok.
Trzeci kierunek to przód. Znowu nic ciekawego. Tu zasada, aby nie upadać na ręce nie zda egzaminu, ponieważ upadek na twarz jest jeszcze gorszy. Chroniąc głowę musimy zamortyzować rękami upadek. Starajmy się upaść tak, jakbyśmy robili pompkę. Proste dłonie i ugięte łokcie. Nadgarstki są oczywiście w takiej sytuacji na pozycji zagrożonej, ale zawsze lepiej uszkodzić nadgarstek niż głowę czy odcinek szyjny kręgosłupa. Prawda jest jednak taka, że upadając do przodu, powinniśmy szybko zwinąć się w kulkę i zrobić jakby fikołka do przodu – przez któreś ramie. W ten sposób najprawdopodobniej uda się zmniejszyć ryzyko urazu do zera.
Życzę udanych wyjazdów narciarskich, najlepiej bez upadków, a jeśli już – to spróbujmy wszystkie upadki widowiskowe i artystyczne zamienić na te zgodne ze sztuką 🙂
Michał Drwięga
Specjalista Ortopeda i Traumatolog – Narciarz